przychodzi wieczór
w szaleńczej niemożności doznania
gdzie słowa urywane giną
gdzie pierzchają jak stado gołębi
wieczór który ciągnie się
w obłędnym zagubieniu
gdzie ty i ja w mrocznym oddaleniu
szukamy siebie na oślep
a po wieczorze noc
pełna zjaw jak kamień ciężka
co przygniata duszę
nie pozwala oddychać
noc w której króluje
tęsknota zadziorna
nieubłaganie szczypie w usta
zaschnięte od żalu
odczłowieczone ciało
pocięte skalpelami
pozbawione istoty życia
zapada w niechciany sen